Hey
Zacząłem nowe życie mów mi młody bóg
Martwią się o mnie rodzice luz
Pamiętajcie że mam swój mózg
Mam swoją rodzinę tylko skrzywdź ją zabiję
Na co dzień jedynie w słowie chowam sztylet
Nie pasuję tu i tam tym i tamtym
Same wilki ze mną chcą tańczyć
Zimny drań swoim wszystko oddałbym
Nawet gdy palę mosty nie skaczę na bungee otwieram klatki
Myśli są wolne wreszcie zmartwychwstał syn marnotrawny
Zapisane kartki rap mi dał zieloną kartę dla kolejnej szansy
Na niebie nie wiem statki demony śpiewają wam szanty
Ciągle pod górę Rysy nie Andy
A możemy zdobywać same szczyty naszej wyobraźni
Wystarczy popatrzeć na blask kto nie ma w domu plazmy (ja)
I już sumienia mi brak żeby czegokolwiek się bać
Stoję na skarpie chcą do psychiatry słać mnie (aha)
Jeden krok wielki skok ABEL lecę nad miastem
Widzę wszystko choć może trochę niewyraźnie
Bo mam słaby wzrok kiedy ktoś gra niepoważnie
I doskonale wiem że lepiej byłoby na to nie patrzeć
Nie mam wyjścia zamykam oczy
I widzę rzeczy które mogłyby się nie wydarzyć
Po każdej bitwie spokojne krajobrazy
Gdzieś między jesienią a wiosną (wiosną)
Wychowany na betonie gdzie kwiaty raczej nie rosną
Sami swoje sprawy otaczamy troską choć obcy chcą ich bardzo dotknąć (dotknąć)
Światła karetek ulice które mokną
Policyjne syreny lepiej nie patrz za okno
Coś bym napisał ale tracę ostrość
Gdyby chociaż mucha zjawiła się był bym Nosowską
Co ty kurwa myślałeś? Skąd on się urwał
Smród jakbyś odwiedzał szalet
Wchodzę na salę (szalom)
Z fałszywymi kontakt urwałem
Znów widzą mnie na szklanym ekranie
Gdy stanę na szczycie to nie przez oszukiwanie
I jestem z tego cholernie dumny
Mój mały sukces twój wielki sukces nie porównujmy
Zamykam gęby klucze na kłódki dwa strzały w powietrze
Za plany na szali leży mój blueprint
Skowyt wściekłych kundli próbują nas ugryźć
Kaganiec na szaniec kamienie Kukulskiej szaleństwo
Owszem naszych produkcji bo wypruwam żyły
Czy wymierne są skutki
Sam już nie wiem może teść miał rację
Niech ktoś gdzieś mnie zamknie
Bo zaraz zacznę jeść mięso bardziej słone niż kwaśne
Gorzkie żale słodki smak myśli wydanych na kompakcie
Nie zamkniesz mi ust
Szyjąc ranę nicią robię kokardę
Oparte na faktach co napisane może podrę tę kartkę
Głowa pełna tekstów
Podłącz drukarkę bo rozmawiasz z Ablem
Kainie mój rap to zjawisko paranormalne
Przyjmij to za paradygmat wszyscy chcą robić para-para
W niektórych wiara dawno ostygła
Widzę to przez Hannibala pryzmat
I mam tajemnice piękny sekret
To tylko moje życie ale powoli robi się niebezpieczne
Gdzieś między jesienią a wiosną (wiosną)
Wychowany na betonie gdzie kwiaty raczej nie rosną
Sami swoje sprawy otaczamy troską choć obcy chcą ich bardzo dotknąć (dotknąć)
Światła karetek ulice które mokną
Policyjne syreny lepiej nie patrz za okno
Coś bym napisał ale tracę ostrość
Gdyby chociaż mucha zjawiła się był bym Nosowską