Los to łobuz
Najpierw był cudowny zachód słońca
Noc gorąca, pieszczoty bez końca
I raz-dwa on pada mi do stóp
Zaręczyny - no i ślub
Jasna rzecz, najkrócej trwa idylla
Miodu miesiąc przemija jak chwila
Gdzie był nektar, nagle widzę dno
Romantyczne waterloo
"Gdzie ty, tam ja
Będę z tobą na dobre i złe"
Tak mu, głupia, przysięgałam
No i mam, co chciałam
Dziś, ledwie wstał
Już pretensje miał
O byle co
Cóż zostało z tamtych marzeń
Gdy szłam do ołtarza?
Ale to tylko był prolog i przygrywka
Potem włóczył się
Może był na dziwkach
Tu wódka, tam cztery piwka
Los to łobuz, dobrze go znam!
Słońce zachodzi już,
A my znów na noże
Ręka, noga, mózg
Boże nie pomoże
Codziennie jest coraz gorzej
Los to łobuz, dobrze go znam!
"Jesień już,
Już palą chwasty w sadach"
Słyszę z radia, lecz tak sobie gadam:
Jednak ten to nie jest tani drań
Ja go kocham bez dwóch zdań
Przepis dobry
Zaraz wam tu sprzedam
Jak przyrządzić faceta na medal
Oskub go i wystaw gdzieś na mrok
Żeby wymiękł na tip-top
Potem go sparz
I mu zrumień twarz
Tak długo, aż
Cały zrobi się czerwony
Mały i skruszony
Odstaw go znów
Po czym długo duś
Stał się gotów do spożycia
I wspólnego życia
Jeżeli nie chce się
Znaleźć pod pokrywką
Lepiej, żeby był
Ze mną niż przeciwko
Inaczej skończy się brzydko
Los to łobuz, dobrze go znam!
Jeżeli jednak znów
Trafi na bezdroże
Ręka, noga, mózg
Boże nie pomoże
I znów będzie coraz gorzej
Los to łobuz, dobrze go znam!
Los to łobuz, dobrze go znam!
Jeżeli jednak znów
Trafi na bezdroże
Ręka, noga, mózg
Boże nie pomoże
I znów będzie coraz gorzej
Los to łobuz, dobrze go znam!