Keja

Mam dwadzieścia dwa lata a się boję śmierci
Nie przesypiam nocy gdy mnie miażdży w piersi
Staram się zamykać oczy zmusić do snu
Chciałbym krzyczeć z całych sił ale milczę jak grób
Chciałem najwięcej nie umiem po trochę
Weź pierdol te pizdy i wyrzuć ten proszek
Weź załóż legginsy jest ciepło na dworze
Bo pierwszy raz w roku tak grzeje to słońce
Stoimy na dachu rzucamy spojrzenia
Rzucamy się sobie do gardła w ramiona
Rzucimy z krawędzi to koniec istnienia
Wiesz że nie umiem odchodzić bez słowa
Zabijmy rodzinę nie swoją a cudzą
Bo ludzi na świecie i tak jest za dużo
Wrzućmy do rzeki ich ciała bez ubrań
Lubię gdy lubisz jak mszczę się na ludziach
Lubię gdy rzucasz tą dzikość spojrzeniem
Jakbyśmy byli jedyni na świecie
Jesteśmy jedyni porzucaj nadzieję
Że kiedyś ktoś inny Cię przejmie ode mnie
Stoimy na dachu rzucamy balony
Z goryczą na ludzi co chodzą pod nami
I jeśli się wyprzesz ja przyjmę tytuły
Bo chociaż przez chwilę jesteśmy królami

Wszyscy odejdą nawet jak nie mają dokąd
A ten co to nawinął zawsze ze mną stał
Bliscy odejdą nawet jak nie mają po co
I znów trzymając burtę czekam aż nadejdzie szkwał

Wszyscy odejdą nawet jak nie mają dokąd
A ten co to nawinął zawsze ze mną stał
Bliscy odejdą nawet jak nie mają po co
I znów trzymając burtę czekam aż nadejdzie szkwał

I chyba już nie mam tu nic
I jedyne co czuję na pewno to „chyba"
Jak Ciebie potrzebuję by spokojnie żyć
Tak ich potrzebuję by spokojnie zdychać
Wybiórcza głuchota gdy budzik mi dzwoni
Rzygam ze strachu przed jutrem dzisiaj
Nienawiść co rano mnie stawia na nogi
Bo muszę ich męczyć za psucie mi życia
Jestem szczęśliwy to jestem sztuczny
Nie umiem udawać że bawi mnie ogół
I duszę się kurwa w tych środkach transportu
Szpitalach urzędach czy sklepach na rogu
Czuję ten odór to chyba choroba
Męczą mnie żarty wkurwiają pytania
Podchodzą za blisko i mówią za głośno
Chcę wracać do domu się rzucać po ścianach (dość)
Pozwól mi nienawidzić mamo
Nie umiem już dłużej udawać że kocham
Chcę w końcu odpocząć i ściągnąć ubrania
Nie czuję tych ludzi ich ciężko się kocha
Paradoks jest taki że ciężej się lubi
A strach przed samotnością zawsze nam krępował ruchy

Wszyscy odejdą nawet jak nie mają dokąd
A ten co to nawinął zawsze ze mną stał
Bliscy odejdą nawet jak nie mają po co
I znów trzymając burtę czekam aż nadejdzie szkwał

Wszyscy odejdą nawet jak nie mają dokąd
A ten co to nawinął zawsze ze mną stał
Bliscy odejdą nawet jak nie mają po co
Wszystkie bronie w moją głowę jestem gotowy na strzał

Nie walczę ze światem oddałem co jego
I mogę bez przeszkód się poddać jak fale
Tak samo jak one każdy z nas ma własną skałę
I chodzę po cichu na palcach Pawłowa
Powoli do celu uważam na kroki
Wyrzuca nas na lądy chociaż nie umiemy chodzić
Próbuję kurwa ustać i żyć tak jak pragnie świat
Nie należę do was nie należę do tych plaż
Zawsze czułem strach przed ogromem morskich fal
Przed korkami tłocznych miast i najlepiej bym był sam

Most popular songs of Kato

Other artists of House music