Paryż XX
Szósty dzień wódka i energetyk mój zapach w Twoim łóżku Twój zapach kobiety
Chcę łapać jej dłonie niestety odchodzę jak kretyn do innego świata nie pij
Telewizja i gazety to bzdety co przepych stawiają nad każdą
Gwiazdę szukają podniety na byle okazję Znalazłeś miłość Czy ładną plazmę
Przepuszczam dym nad gradową górę Czuję że czuję że nie czuję nic w ogóle
Widzę podłość i chmurę jej obłok ląduje tam gdzie Twoje okno znów uległ
Biorę dłoń nad Motławę i bawię się życiem
Ciekawe że jeszcze je trawię
Może wrzeszczę nawet gdy żegnam się z Wrzeszczem i szepczę że nie chcę i jadę!
Czuję bezdech gdy nie śpię bo jestem Ci szczęściem powietrzem
A wnętrze mam puste i wietrzę bez ustępstw skreślę nasze me teraźniejsze i przeszłe
Jeśli patrzę w te ziele niedziele nadzieję i nie jest mi wciąż obojętnie
Jak serce w południe w niedzielę oszaleję znaczyłem wiele stop bezpamiętnie
Złap moją dłoń i choć ze mną w tę samą drogę
Daj mi namiętność daj mi ogień i odejdź
Wiedz że nie mogę już być blisko choć nie śpisz
Miłość Była w Paryżu lat dwudziestych
Jestem kolekcjonerem emocji zostawianych na wargach nocami w Trójmieście
Dzieckiem miłości oddanej adopcji pijanym rodzicom z planami na szczęście
Tym jestem
Bordowym szalem wtulającym emocje zwyrodniałe tak mocno
Że pięknie je niszczę i nigdy nie ocalę bo wspaniale
Tyle czasu grałem w dorosłość
Przez płonące listy deptałem każdą z róż
Pełną nadziei czerwonych gdy w mglisty głos nocy wtulony patrzyłem
Na ciemne balkony płonęły mi w dłoni
Wylewałem wiele łez i nie ma że spłakany jak dzieciak wybierałem Twój numer
Twój różany zapach uleciał choć wiem nawet teraz czekasz na kolejny pocałunek
Wychodzę mój ściska żołądek kolejny miesiąc znowu widzę
Krew na umywalce ślę pytanie śmierci o powód niewysłanie
Mnie do grobu po tej godnej dumy walce
Nieważne
Już nic to jedna z lawin emocji z którą wiara spadła brutalna
I sentymentalna czysta brudna prawda czarnobiała magia
Złap moją dłoń i chodź ze mną po ten sam ogień
Daj mi namiętność obierz drogę i odejdź
Miłość istniała w Paryżu lat dwudziestych
Jest trzecia nie ma mnie dlaczego jeszcze nie śpisz
Witam na świecie ha cudownym zdycha na krzyżu banicja
Jak masz jeszcze wiarę w nadzieję nadzieję na wiarę to je wyrzuć to fikcja
Poczęstuje narkotycznym patosem dymem nadziei popiołem porażki
Metalicznym papierosem barwą krwi pod nosem i aniołem z flaszki
To matematyka życia rozpędzone szczęście mija Cię gdy
Przyjdziesz na peron jedyne równanie jakie znam
Miłość odjąć ból wyjdzie na zero
Pocałuj najlepiej jak umiesz obejmij nie pytaj czy jesteś jedyną
Zdejmij szacunek nie pytaj dlaczego ten pociąg ze szczęściem mnie minął
Nie opowiem Ci nigdy o niej bo są róże których zapach tylko ja poznałem
Całuj mnie dalej i nalej mi jeszcze bo chyba mylisz z pomyłką wiarę
Nie wiem co się nawet jutro stanie jeśli widzisz w oczach moje zdanie
Obiecaj że nigdy się nie zakochasz idź dalej bo i tak Cię zrani kochanie
Miłość istniała
W Paryżu lat dwudziestych
Czujesz zapach mojej skóry kiedy znowu nie śpisz
Miłość istniała
W Paryżu lat dwudziestych
Obiecaj że nie tęsknisz
Obiecaj że nie tęsknisz
Obiecaj że nie tęsknisz
Obiecaj że nie tęsknisz
Obiecaj że nie tęsknisz