Travolta Oceany
Zima w betonie jakby ulepiona w gwiazdach
Zmarzły mi dłonie łza na policzku zamarza
To czas na odrobinę słońca dla miasta
Na promieni nadmiar nie narzeka nikt tu od dawna
Demokracja otworzyła świat nam
Już ponad dwa miliony ziomów spierdoliło brat nam
Ucieczka z miejskiego bagna za chlebem
Czy kiedyś będzie tu normalnie Ja nie wiem
Tu gdzie nawet biały bez brudny jest i szary
Od brudnych myśli i złych intencji nie od spalin
Dziś w grubą skórę ubrana nie czuję nawet zimna
Na na naiwna jak dziecko i dziwna
Dziś krzyczę Nie
Choć bzdur ocean szary bez
Bez Ciebie nie chcę nie chcę więc
Powiedz mi wszystko wszystko wiem
Dzielą nas oceany wyobrażeń jak mur
Niema na stek bzdur podzielona na pół
Chcę dotykać chmur i patrzeć w dół
Na na nadawać smaku jak pieprz i sól
Brak zrozumienia brak czasu na dialog
Mów zapukaj do drzwi zadzwoń Halo
Cisza jakby na ustach świat miał kaganiec
Niby mówią a nie trafia do mnie nawet zdanie
Narysuj mi na na na śniadanie z liter mapę
Podziękuję Ci za nią najpiękniej jak potrafię
Po niej trafię nie gdzie zgiełk i nie gdzie szum
Zatkam uszy pójdę gdzie nie pędzi tłum
Dziś krzyczę Nie
Choć bzdur ocean szary bez
Bez Ciebie nie chcę nie chcę więc
Powiedz mi wszystko wszystko wiem
Czas mija mijam i ja Nie próbuj mnie zatrzymać
Lód na ulicach ciepła głód taki mamy klimat
Zapraszam Ciebie tu na drugą stronę lustra
Bo słów brak ten świat zostawia niesmak w ustach
Nie wierz we wszystko co słyszysz
Nawet jak słuch Cię nie zawodzi może zawieść Cię instynkt
Mam pomysł na to jak ulepić ład ze snów
Musisz zbudować ze mną harmonię ze słów
Wychodzę z siebie wychodzę z ram wychodzę
Wyrzucam w gniewie wszystko co mam po drodze
Za zasysa mnie miasto
O oddaje gdy już jasno