Do gwiazd
Czasem myśli chore podrażniają zmysły
Raz jestem za nisko czasem za wysoko
Widząc księżyc co w ciemności błyszczy
Pragnę to zobaczyć co nie wpada w oko
Chcę usłyszeć głosy które nie istnieją
Tracę kontrolę nad swoim dziwnym ciałem
Lecz jeszcze ciągle karmię się nadzieją
Ciągle chcę tego czego kiedyś chciałem
Coś ze mnie odchodzi coś powraca czasem
Z każdym dniem inne przychodzą uczucia
Zawsze pozostanie to co najważniejsze
Zawsze jakaś część ukrywa się w smutkach
Moja ślina powoli zmienia kolor na czerwony
A wszystkie słowa zaczynają już mieć sens
Czuję się już w pewnym stopniu uwięziony
Ktoś trzyma mnie a ja wciąż muszę biec
Zasłoń twarz bym Cię już nigdy nie zobaczył
Bo gdy się dzieje tak to nie wiem co to gniew
Motyl przeleciał i ślad swój zaznaczył
A drugi leci za nim zmienia ślad w krew
To Samoistny rozpad organizmu
Ja niby żyję jeszcze ale nie wiem jak to jest
Bo niby się poruszam niby jeszcze oddycham
Lecz czuję że nadchodzi wewnętrzna śmierć
Co wieczór patrzymy w to samo niebo
Co jakiś czas tych samych dotykamy gwiazd
Do gwiazd któredy jeszcze raz powiedz mi
Którą drogą mam iść aby nie zabrakło sił
Co wieczór patrzymy w to samo niebo
Co jakiś czas tych samych dotykamy gwiazd
Lecz nie przystaję ryzykuję błądzę choć wiem gdzie idę
Bądź mym wierszem bądź obrazem
Bądź mym chorym niemym kinem
Powiedz tylko że uczuciem można zabić wszelkie rany
Że więcej wart jest człowiek gdy pragnie być kochanym
Że nie liczą się me błędy a liczy się przeznaczenie
Powiedz cicho powiedz szeptem spełnij jedno me marzenie
Odrzuć drzewa odrzuć kwiaty ludzi tak na jedną chwilę
Dotknij moich cienkich skrzydeł pozwól raz stać się motylem
Wtop się w ciszę poczuj słowo które zaraz ktoś wypowie
Znajdź niewyjaśnioną ciszę między milczeniem a słowem
Jak Bóg gdy daje życie proszę daj mi je od nowa
Albo to tylko złudzenie albo gwiazda chujowa
Co wieczór patrzymy w to samo niebo
Co jakiś czas tych samych dotykamy gwiazd
Powiedz mi tylko jak długo kolego
Mam jeszcze tu czekać by gwiazdozbiór zgasł
Autobusem wzbić się znowu ponad gwiazdy
Samochodem dotrzeć w okolice raju
Szybkim krokiem trochę zbłądzić nieprzytomnie
By w powrotną drogę udać się nazajutrz