Wrak
Kiedyś wstanę i wyjdę nie zamykając drzwi
Zrobię zamęt i zniknę by nie widział nikt mnie
Nic nie ruszy jeśli sam nie wygrasz ze sobą
To ze światem nie masz szans przyznaj
Kiedyś wstanę i wyjdę nie zamykając drzwi
Zrobię zamęt i zniknę by nie widział nikt mnie
Nic nie ruszy jeśli sam nie wygrasz ze sobą
To ze światem nie masz szans przyznaj
Często czuję się jak wrak nie pytaj czemu
Życie mi montuje kark w ramiona już nie mogę spać
Oddychaj tym gorzkim powietrzem bez tlenu
W podziemiu gdzie już dawno szczęście zastąpił strach
Rano kaszlę gdy wstaję coraz starsze ciało
Tam starsze serce choć rozum ten sam
To strasznie boli gdy patrzę jak sypie mi się świat
I mimo woli nie zacznę niczego robić bo tak
Wypluwam płuca co noc przez sen już częściej
W ogóle ciekawe czy w ogóle mam płuca jeszcze
Katuję gardło dymem i ponadto ginie wartość życia
Z kolejną paczką i szklanką przy niej
Z panną nie spalę mostu jak Venom
Raczej szlugę na spółę jak Laik bo mam czas do tego
Mam czas i choć nie mam odwagi to wkrótce coś zrobię z tym
Nieważne czy to będzie mądre śmieszne czy próżne
Kiedyś wstanę i wyjdę nie zamykając drzwi
Zrobię zamęt i zniknę by nie widział nikt mnie
Nic nie ruszy jeśli sam nie wygrasz ze sobą
To ze światem nie masz szans przyznaj
Kiedyś wstanę i wyjdę nie zamykając drzwi
Zrobię zamęt i zniknę by nie widział nikt mnie
Nic nie ruszy jeśli sam nie wygrasz ze sobą
To ze światem nie masz szans przyznaj
Zanim obudzę się rano i słyszę głos który w oddali krzyczy
Zaraz Człowiek musisz coś zapalić
Wiem że on się czai i wiem że we mnie siedzi pewnie
Jemu mówią nałóg typ który śmieje się codziennie
Z ciebie i ze mnie jak palimy pety na czczo
On śmieje się szyderczo jak Fat Joe
Najbardziej z tych co walczą z nim
Ja ciągle walczę ty i w walce ciągle gardzę nim
Zamykam drzwi i szukam lepszych dni
Dzisiaj mam wszystko co chciałem odnaleźć
Chociaż fajki i zielsko dawno zepsuły mi pamięć
Chociaż broniłem się przed tą Anglią bez przerwy
Teraz jadę tam zrobić z siebie wrak dla pieniędzy
O tym myślę bez przerwy nie mogę spać jak Shotu
Nie mogę myśleć przez nerwy i miłość do bloków
Jeśli mam być szczery nie przekraczałbym granic
Jeśli mam być szczery za nic
Żółć na desce kiep w butelce
Jestem spokojna ale wali mi serce
Chyba coś jest nie tak czy już czas się martwić
Odpowiada mi tylko dźwięk otwieranych kapsli
Zawiodły modły czas się napruć upodlić
Co z tego że jeszcze pięć dni do soboty
Zbliżam się do bariery niebezpiecznych pomysłów
By wyjść i zniknąć nie zostawiając listu im
Wciągam głębiej dym biorę większy łyk
Czuję w piersi syf czuję w sercu wstyd
Do tego gdzie dążyłam coraz więcej dzieli
Jutro znów okoliczności zmuszą by tą drogę zmienić
Znów popadam w nałóg bo mam nad tym kontrolę
Przynajmniej mi się wydaje że coś kurwa mogę
Że coś jeszcze z tym zrobię przynajmniej mam poczucie
Jutro gdy się obudzę znów zostanę bez złudzeń
Kiedyś wstanę i wyjdę nie zamykając drzwi
Zrobię zamęt i zniknę by nie widział nikt mnie
Nic nie ruszy jeśli sam nie wygrasz ze sobą
To ze światem nie masz szans przyznaj
Kiedyś wstanę i wyjdę nie zamykając drzwi
Zrobię zamęt i zniknę by nie widział nikt mnie
Nic nie ruszy jeśli sam nie wygrasz ze sobą
To ze światem nie masz szans przyznaj