Ballada o hrabini

Synem był jakiejś zhańbionej panny
O ojcu nie wiedział wcale
I zapatrzony w nurty Sekwanny
Tak wypowiadał swe żale

Matką mu była ciemna ulyca
Ranne budziło go słońce
Rósł na potęgę miał piękne lyca
Oczy niebieskie marzące

Mniał on kochanki piękne i młode
Co mu sny złote wróżyły
Za czarną Mańkie i rudą Zochę
Z majchrem on szedł na robotę

Raz go skusiło to jakieś licho
Gdzie za pomocą drabiny
Chciał by coś ukraść i to bardzo cicho
Wdarł się do komnat hrabini

Hrabinia piękna w puchach leżała
Swe piersi mniała odkryte
Na jego widok nieco zadrżała
Widząc w nim tylko bandytę

On co przed nikim nie zaznał trwogi
Obce mu były uczucia
Nie widząc żadnej powrotnej drogi
Upadł na dywan bez czucia

Hrabinia piękna bogata i młoda
Mniłości była spragniona
Wzięła pod rękie młodego bandytę
I przytuliła do łona

Gdy nasyciła swe młode ciało
I upoiła się cała
Za jego mniłość dała mu pieniądz
I palcem drzwi mu wskazała

On co przed nikim nie zaznał trwogi
Krew mu się w żyłach wzburzyła
Złapał hrabinię za jej bujne sploty
Hrabinia martwą runęła

I chwiejnym krokiem zszedł on z drabiny
W rozterce jest jego serce
I za zabójstwo pięknej hrabini
Oddał się w polycji ręce

Cela tam była ciemna i głucha
I czarne obite ściany
Tam młody więzień wyrok wysłuchał
Na śmierć przez sąd był skazany

Most popular songs of Kapela Czerniakowska

Other artists of Middle of the Road (MOR)