Napiętnowany
[Verse 1]
Naznaczony tym piętnem, ten uraz we mnie
Że już nie będzie pięknie, ho już nigdy więcej
I sposobu na zwalczenie tego nie znajdziesz za żadną cenę
Wiem, bo próbowałem już tak wiele...
Razy, i nic się nie zdarzy, tak miałem w bani
Prowadziło mnie to zgubnie, do jakiejś otchłani
Mówiłem: nie mam szczęścia do pracy i kobiet
Bo zawsze jak się staram to coś źle robię
I może byłem, jestem i będę za słaby
I nie każdemu dane jest tu być spełnionym
Cały czas przyszły wydawał się być tu niemrawy
I tam był koniec drogi, przecinały się tory
[Bridge]
Więcej niż kiedyś, nie będę miał już chyba nigdy więcej, już nigdy więcej
I właśnie to myślenie zmieniło tu moje podejście, całe moje podejście
[Verse 2]
To życie było dla mnie coś jak piekło na ziemi
I może spełniły się słowa by mnie diabli wzięli
I nawet nie waż się mówić że mi zazdrościsz teraz
Nie zapomnę tej drogi po rozżarzonych węglach
Gdzie przyszłość jest niepewna, rozmyta
I wszystko co najgorsze już chce Cie przywitać
A nie chcesz zmarnować życia jak: obok pełno wzorców
Wykorzystać lajf, i nie myśleć co tam jest na końcu
Nastawiłem się na sukces, a jakoś brak mi perspektyw
Nie pociągniesz mnie w dół, jestem silniejszy i lepszy
Zmieniałem siebie, by czuć się pozornie dobrze
Uchylałem nieba, choć nie było to widocznie
Przeżyłem piekło i momenty, gdzie Ty byś się ugiął
I może to zabiło we mnie tego gościa
Dopiero z dystansu, po czasie, zobaczyłem urok
Że to skomplikowane dla mnie, jak Rubika kostka
Już prawie nic nie było w stanie wzbudzić empatii
Z wszelkich emocji, czułem jakby mnie okradli
Może dlatego lubiłem napić się drina do snu
To mała ucieczka od tego co przerastało mnie tu
[Bridge]
Może na zawsze tak miało już być, może, jestem napiętnowany
Czułem pozorny brak sensu by żyć, ale powstałem z martwych
[Verse 3]
Na prawdę uwierz mi, ten cały czas wcześniej
Dałem całego siebie, lecz może to ciągle mało
Bo w sumie krytykowałem tę całą resztę
A później czyniłem to za co się im obrywało
O... i to z precyzją mistrza
Zbyt duży natłok świata, pośpiechu
Sprawia że nie dostrzegamy co jest tu ważne z bliska
A na podjęcie decyzji mamy te kilka sekund
Czekałem na to małe światełko w tunelu
I jakby nadal tak było, dalej stałbym w tamtym miejscu
Albo gorzej, może chciałbym już skrócić drogę
Za dużo myśli w głowie, szeptów, wiec kto to wie...
Milion razy czułem jakbym już umierał
Ale nie byłem nowo narodzony, wiesz o co biega
Wciągała mnie ta próżnia, coś jak czarna dziura
I powinienem, a nie chciałem doczekać się jutra
O wiele łatwiej było by nie przechodzić przez to
Inne miejsce, inny czas, może inny ja
Ale buduje nas to, co nazywamy klęską
A przez cierpienie tworzymy sobie swój własny raj
A nasz mały świat i plany w piach już poszły
Dały świadectwo, jak łatwo można zbłądzić
Kiedyś miły i dobry dziś, chamski i podły
Bo każde życie swoimi prawami się rządzi